środa, 6 listopada 2013

Zapasy na zimę czyli konfitura z leśnej borówki



Ostatnio spacery po lesie zawsze kończyły się bukiecikiem borówek leśnych, który stawiałam na stole w ozdobnym dzbanuszku. Pewnej niedzieli wybraliśmy się na grzyby. Grzybów znalazłam niewiele, nazbierałam jednak spory koszyczek leśnych borówek czyli bruszwicy.
Konfitura z borówki brusznicy nadaje się doskonale jako dodatek do mięs. Poniżej prosty, powszechnie znany przepis ;-)

Składniki:
4 szklanki czerwonych borówek
2 kwaśne jabłka (lub dwie gruszki)
1 szklanka cukru
kilka kropel soku z cytryny


 Sposób przygotowania:
Owoce myję dokładnie pod bieżącą wodą (najlepiej na sitku przelewając je gorącą wodą).
Do rondelka wsypuję owoce, pokrojone  lub starte na grubej tarce jabłka, dodaję cukier i sok z cytryny. Przykryty garnek pozostawiam na niewielkim ogniu przez 10 minut. Gdy owoce zaczną puszczać sok, zdejmuję pokrywkę, gotuję jeszcze przez chwilę mieszając delikatnie borówki. Aby zostawić w konfiturze część całych owoców, w trakcie gotowania zamiast mieszać, jedynie lekko potrząsam garnkiem, by owoce się nie przypaliły.  Zazwyczaj jednak mieszam borówki zostawiając jedynie małą ilość całych owoców, które stanowią później świetną ozdobę dań.

Gorącą, zgęstniałą  konfiturę przelewam do słoików i pasteryzuje przez 20 minut. Następnie słoiczki stawiam na podstawkach, przykrywam szczelnie ściereczką i pozostawiam do ostygnięcia.

Smacznego,
Aga











poniedziałek, 28 października 2013

Sałatka z jarmużem, quinoa i figami



Sierpniowe 'Place lizać' leżały na pólce cierpliwie czekając na swoją kolej. Doczekały się w niedziele październikowe popołudnie. Miałam w domu figi i chciałam poeksperymentować jednak nie miałam ochoty na połączenie fig z czekoladą. 

Przepis proponowany w zakładce 'obiad świateczny' to Quinoa z figami. Proste lekkie, niewyszukane połączenie. Wertujac wczęsniej internet na blogu Sto Kolorów Kuchni znalazłam informację, że pomidory niekoniecnzie pasują do całości wiec z nich zrezygnowałam. Ich miejsce zajął piekny jarmuż, kilka plasterków prosciutto oraz jeden z moich ulubionych serów - gorgonzola.
Jest to połączenie bardzo ciekawe - niesamowicie ożeźwiejace figi i mięta nadają się idealnie na letnie upały. Gorgonzola, jarmuż i prosciutto - zdecydowane, mocne smaki - zupełnie zmieniły smak potrawy. 
Sałatka to prawdziwa bomba witaminowa: jarmuż jest bogatym źródłem beta- karotenu, witaminy C, K a także wapnia. Z kolei quinoa nazywana "matką zbóż" jest źródłem magnezu, żelaza, błonnika i białka.

Mam jeszcze ochotę poeksperymentować z tą sałatką.
Może kiedyś dodam orzechy włoskie?


Składniki:

150 g (szklanka) quinoa czyli komosy ryżowej
6-8 świeżych fig (im, wiecej tym lepiej ;-)
2 garści jarmużu (w sałatce świetnie komponują sie fioletowe)
120 g. sera gorgonzola
5 plasterków prosciutto
2 szalotki
mały pęczek pietruszki
sok z jednej dużej cytryny
kilka listków mięty
oliwa z oliwek

Sos:
3 łyżki soku z cytryny
2 łyżki octu balsamicznego
2 łyżki oliwy z oliwek
2 ząbki czosnku
pieprz cayenne

Sposób przygotowania:
Odmierzam szklankę (150 g.) komosy i dwie szklanki wody. Komosę przesypuję na drobne sitko i płuczę pod bieżącą zimna wodą rozcierając ją bardzo dokładnie, by straciła swój gorzkawy posmak.
W garnuszku podgrzewam lekko oliwę z oliwek i dodaję komosę. Prażę przez chwilę, by resztka wody, która jeszcze została po płukaniu mogła odparować.
Dolewam dwie szklanki wody i szczyptę soli. Quinoa doprowadzam do wrzenia, a nastepnie gotuję na wolnym ogniu pod przykryciem 15 minut. Po tym czasie zdjemuję rondelek z ognia i odstawiam na kilka minut pod przykryciem. Po ok. 5 minutach zdejmuję pokrywkę i odstawiam komosę do przestygnięcia.
W tym czasie przepłukany jarmuż układam na dnie salaterki i skrapiam uprzednio wyciśnietym sokiem z cytryny i dstawiam na pół godziny.
Figi kroję w ćwiartki, gorgonzolę w kostkę, pietruszkę i ymke siekam, prosciutto delikatnie rwę na mniejsze kawałeczki (kupuję je w cieniutkich plasterkach).
Wszystkie składniki mieszam, skrapiam sosem.

Wszystkiego najsmaczniejszego! ;-)
Aga




czwartek, 24 października 2013

Sałatka z pieczoną dynią i cieciorką

Na bazę ciepłej sałatki wybrałam sałatę dębową (zwaną często dębolistną).Ma ona piękne, kruche liście o charakterystycznym orzechowym smaku, idealnie komponuje się z delikatną pieczoną dynią, ostrym sosem chilli i cieciorką, w której niektórzy także doszukują się lekko orzechowej nuty.

Uwaga!
Zanim zabierzymy się za robienie sałatki warto pamietać, że ciecierzycę należy wymoczyć conajmniej 12 godzin wcześniej ;) (jeśli planujemy jeść ciecierzycę na surowo, należy wydłużyć ten czas nawet do 24 godzin) Można też oczywiście kupić ciecierzycę w puszce, ale bez małego wysiłku nie ma zabawy... ;-)



Składniki:
ok. 1,5 kg dyni 
pół kg. ciecierzycy
250 g. zielonej fasolki szparagowej
główka sałaty dębowej

Sos:
pół szklanki oliwy z oliwek
2 łyżki octu winnego (czerwonego)
2 ząbki czosnku
zielona ostra papryczka chilli
sól, pieprz do smaku


Sposób przygotowania:
Jak już wcześniej wspomniałam ciecierzycę płuczemy i zalewamy wodą conajmniej 12 godzin przed przyrządzeniem sałatki. Zazwyczaj zalewam ją wodą w proporcji 1:2 i zostawiam na całą noc. 

Z dyni pozbywam się pestek, obieram ze skórki i kroję w niewielką kostkę. Piekarnik rozgrzewam do ok. 185 stopni Celsjusza. Blachę wyściełam folią do pieczenia, układam dynię, skrapam ją lekko oliwą z oliwek i doprawiam solą oraz pieprzem. Piekę około pół godziny, dbając, by dynia nie stała się zbyt miękka.

Cieciorkę należy opłukać i przecedzić a następnie wrzucam do wrzącej wody i gotuję pod przykryciem, by stała się miękka, jednak nie straciła swojego kształtu. Gotuję ją około godziny, w tym czasie zmieniając wodę co najmniej jeden raz.
Wody absolutnie nie należy solić. 

Zieloną fasolkę wrzucam na kilka minut na rozgrzaną patelnię z kilkoma kroplami oleju. Zdejmuję z patelni i każda fasolkę przekrawam wzdłuż.

Papryczkę chilli i czosnek kroję bardzo drobno (papryczkę najlepiej w rękawiczkach... można nie domyć dokładnie dłoni a przy kontakcie z oczami jest potworny ból i łzy, doświadczyłam wiele razy i Wam radzę uczyć się na moich błędach ;-)  Oliwę i ocet rozgrzewam w rondelku, dodaję posiekany czosnek i chilli.
Składniki sosu mieszam ze sobą i podgrzewam jeszcze przez chwilę. Na koniec dodaję do sosu cieciorkę. Mieszam dokładnie.

Opłukaną i wysuszoną sałatę dębową mieszam z warzywami. Sałatkę podaję na ciepło.

Voila!

Aga


niedziela, 22 września 2013

Bakłażanowy zawrót głowy


Lubię jesień, bo czemu właściwie miałabym jej nie lubić ? ;-) Choć za oknem ciemno i mroczno, deszcz dudni o rynny to jednak jest w tej naszej polskiej pluchowatej jesieni coś fajnego.
Można zawsze wyjść na spacer w kaloszach i pochodzić po deszczowych kałużach odbijających szare niebo. Można zawinąć się w kocyk i nadrobić wszystkie książkowe zaległości, można też w końcu „przeprosić się” z kuchnią, do której całe lato było mi jakoś nie po drodze…

Posiadając w zanadrzu wolny wieczór (co zdarza się niezwykle rzadko) postanowiłam poszukać kulinarnych inspiracji nie gdzie indziej tylko w Magazynie Kuchnia. A Tam same pyszności! Tomek Woźniak – właściciel restauracji Burger Kitechen w samym sercu Warszawy. Skusił mnie jego gulasz wołowo-bakłażanowy z Kapadocji. Czułam, że z połączenie bakłażana, estragonu i moreli  nie może wyjść nic dobrego… z takiej mieszanki może wyjść jedynie rozkosz dla podniebienia. Ciekawy smak i aromat świeżego estragonu nadaje potrawie wyjątkowy charakter.
Od siebie dołożyłam jedynie nieco przypraw i wino, w którym dusiłam wołowinę. 

Bakłażanowy gulasz z estragonem

3 ząbki czosnku
2 cebule
1 kg. łopatki wołowej
2 bakłażany
3 puszki pomidorów
pęczek estragonu
100 g. suszonych moreli
150 ml. czerwonego wina
ziele angielskie
liść laurowy
gałka muszkatałowa
sól, pieprz do smaku

Sposób przygotowania:

Mięso myję, pozbywam się zbędnych błon, nacieram solą i pieprzem, następnie kroję w niewielką kostkę. Wołowinę smażę w garnku do zrumienienia. Podlewam winem, dodaję ziele angielskie, liść laurowy i startą gałkę muszkatałową (odrobinę) i zostawiam na wilnym ogniu, aby mogło się dusić.
W tym czasie bakłażana odparzam, kroję w kostkę i solę, by puścił sok a nastepnie odkładam na sitko (ewentualnie skrapiam delikatnie sokiem z cytryny). Bakłażana spłukuję wodą i suszę papierowym ręcznikiem. Dodaję go do mięsa. (Warto pamiętać, że przed smażeniem bakłażana należy posolić, by zmniejszyła sie chłonność tluszczu. W innym wypadku będzie on "spijał" bardzo duże ilości oliwy stając się tym samym bardzo kalorycznym)

Cebulkę siekam drobno i wrzucam na rozgrzany na patelni olej, gdy lekko zmięknie i uzyska piękny złoty kolor na patelnie wlewam kilka kropel oliwy z oliwek oraz posiekany czosnek (uwielbiam aromatyczne połączenie tych składników). Zawartość patelni przekładam do garnka z wołowiną.

Morele kroję na mniejsze kawałki, estragon drobno siekam. Morele wrzucam do czystego rondelka, zalewam niewielką iloscią wody i gotuję przez kilka minut, nastepnie dodatje pomidory z puszki i estragon. Gotuję na niewielkim ogniu przez około pół godziny aż sos zgęstnieje. 

Na koniec wołowinę polewam sosem, mieszkam składniki.
Gulasz podaję z ryżem basmati, potrawę posypuję świeżym estragonem.


Et voilà !

Aga



środa, 18 września 2013

Pocztówka z Grecji czyli grillowana papryka z fetą i oliwkami

Wprawdzie sezon grillowania właśnie się zakończył i teraz już do przygotowania tej potrawy trzeba będzie wykorzystać patelnię grillową lub grilla elektrycznego, ale co tam… może jeszcze pogoda nas zaskoczy i okaże się, że słońce zaświeci w weekend i pozwoli nam pięknie przywitać jesień ;-)



Składniki:

4 zielone papryki  (stosunkowo duże i "głębokie"
2 opakowania mozarelli (2 kule po 125 g)
ser sałatkowo-kanapkowy feta (270 g) zawsze uzywam z Mlekovity
słoik ciemnych oliwek (ok. 270 ml)
1 kg. mielonej wołowiny
cebula
oliwa z oliwek
pęczek świeżej kolendry
łyżeczka tymianku
łyżeczka oregano
sok z jednej cytryny
sól, pieprz do smaku

Sposób przygotowania: 

Paprykę odparzam, odcinam ogonki, kroję wzdłuż tak, by powstały łódeczki. Usuwam gniazda nasienne. Połówki papryki  nacieram tymiankiem oraz oregano (można zamarynować w oliwie przez około godzinę).

W tym czasie siekam kolendrę i cebulkę, doprawiam mięso ziołami. Podsmażam je delikatnie na rozgrzanej patelni aż zmieni kolor, pod koniec smażenia dodaję posoiekaną świeżą kolendrę. Oliwki kroję w plasterki, fetę i mozarellę w niewielkie kostki. 

Gdy mięso nieco wystygnie mieszkam wszystkie składniki i wypełniam każdą połówkę papryki po brzegi ;-) Układam je na folii aluminiowej i zawijam szczelnie.
Z mojego doswiadczenia wynika, że grill musi być bardzo dobrze wygaszony, gdyż papryka może się od spodu spalić a farsz pozostanie nadal jedynie ciepły... Najlepiej, gdy sprawdzamy stan papryki co jakis czas, nie ma reguły po jakim czasie papryka będzie idealnie upieczopna. Należy też uważać na soki, które wydostają się z papryki podczas grillowania.
Gdy papryka jest już prawie gotowa, można na moment wyjąć ją z folii aluminiowej i położyć na grillu*, tak by papryka miała piękne, ciemne paski na skórce.


Smacznego!

Aga

*oczywiście gdy wybieramy opcję patelni grillowej pomijamy etap zawijania papryki w folię aluminiową.




niedziela, 11 sierpnia 2013

Cynamonowe placuszki z rabarbarem

"Za domem Marta hodowała rabarbar. Małe poletko było spadziste, a rzędy roślin nierówne - omijały większe kamienie, a potem równały do niepewnej miedzy. Zimą rabarbar znikał pod śniegiem i pod ziemią, zwijał swoje mięsiste łodygi i rósł w druga stronę, rósł wstecz, do swojego zarodka, do swoich śpiących korzeni. Pod koniec marca ziemia się wybrzuszała i rabarbar rodził się od nowa. Znowu był mały, biało-zielony, delikatny jak ciało bez skóry, jak niemowlę. Rósł nocami, trzeszczenie tego wzrostu słyszeliśmy w trawie, drobniutkie - jak okruszki - fale tego dźwięku budziły inne rośliny. Za dania ustalały się grządki. Marta patrzyła na nie z rumieńcem na twarzy - to tak jakby wstawało uśpione wojsko, jakby spod ziemi rośli żołnierze ustawieni w bojowe szeregi. Najpierw czubki głów, potem potężne ramiona, wyprężone ciała zawsze na baczność, z których w końcu rozwinie się falowany zielony namiot. 
W maju Marta ścinała ostrym nożem swoich żołnierzy, tak jakby mówiła do nich "spocznij".


                                                 Olga Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny"



Rabarbar to jedno z tych słów, których jako dziecko wymówić nie potrafiłam. Brzmiało obco, twardo i zbyt skomplikowanie. Problemy z wymową nijak się jednak miały do konsumpcji wszelkiego rodzaju ciast, placuszków, dżemów czy kompotów z tego nieco kłopotliwego do wymówienia rabarbaru.
Stara Marta z opowieści Tokarczuk przypomina mi moją babcię, w przydługim fartuchu, ścinającą czerwone soczyste łodygi rabarbaru. Rabarbar rósł zaraz za agrestem,  wokół drewnianego domu pokrytego strzechą. Babcia zbierała go w ogromną kieszeń tego przydługiego fartucha, po czym robiła z rabarbaru nieziemsko kwaśny kompot, który pomimo, że byłam dzieckiem, bardzo mi smakował.


Rabarbar to smak wsi. Rabarbar to zapach dzieciństwa.


Rabarbarowe placuszki z cynamonem 

Składniki:

2 jajka
pół szklanki mleka
3/4 szklanki mąki
szklanka kefiru
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
75 g. cukru (około 1/3 szklanki)
łyżeczka cynamonu
4 łodygi rabarbaru

Sposób przygotowania:

Jaja ubijam z cukrem w miseczce, dodaję mleko. W drugim naczyniu mieszam "suche składniki" tj. mąkę, proszek do pieczenia i łyżeczkę cynamonu. Następnie do jaj powoli dodaję mąkę oraz maślankę (najlepiej dużą łyżką, cały czas miksując, by nie zrobiły się grudki) 
Rabarbar myję, kroję w wąskie plasterki. Dodaję do ciasta i mieszam wszystkie składniki. Patelnię rozgrzewam na dużym ogniu, placuszki smażę na dwóch kropelkach oleju, tam, by patelnia była jedynie skropiona, a placki nie "pływały w tłuszczu". 

Placuszki posypuję delikatnie cukrem pudrem i cynamonem.

Smacznego.

Aga





czwartek, 1 sierpnia 2013

Pyszne smażone kanie, Drogi Panie!

"Każdy sierpień, gdy przychodzi, zaczyna się od białych kapeluszy na skraju lasów. 
Kania jest grzybem, który nie zna młodości. Jest stara już wtedy, gdy wychodzi z ziemi w postaci białego kołpaczka. Ma leciwe ciało, ciało staruszki (...) Chuda żylasta noga trzyma nad ziemią delikatny kapelusz, który przy dotknięciu wydaje się zawsze trochę ciepły. Trzeba uklęknąć i powąchać ją, zanim z trzaskiem złamie się tę kruchą nogę i zabierze do domu. Wszyscy wiedza, jak przyrządza się kanię - trzeba namoczyć ją w mleku, a potem obtaczać w jajku i tartej bułce i smażyć, aż stanie się podobna do kotleta. I wtedy trzeba ją zjeść".
                                           Olga Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny"

Bardzo lubię wracać do tej książki. Opowieści o snach uspokajają a klimat Nowej Rudy, przeplatany najbardziej zdumiewającymi, a jednak pięknymi w swej prostocie historiami...
...Ale miało być przecież o kaniach... ;-)



Przepis na kanie jest bardzo prosty.
Bierzemy narzeczonego  (sztuk jeden), najlepiej żeby był w miarę jeszcze świeży, a oświadczyny nie odbyły się nie dalej niż miesiąc wstecz  (później może już nie być taki chętny w dogadzaniu swej lubej na sposoby wszelakie
 ;-)

Ale wracając do kani ( i narzeczonego). Wysyłamy tego drugiego, by zdobył te pierwsze ;-)
Proste prawda?  ;-)
Narzeczony uzbrojony w niewielki nożyk wyrusza na łowy, z których dumny wraca przynosząc swą zdobycz: cztery piękne, dorodne kanie.
Myjemy kanie, następnie przyglądamy się z pokorą, gdy narzeczony „oprawia swoją zdobycz” ;-)

W tym czasie rzeczony narzeczony kanie smaży, doprawia i podaje nam przepyszną przekąskę! ;-)


Składniki:
4 dorodne kanie
2 jajka
Łyżka klarowanego masła do smażenia
Sól, pieprz do smaku

Sposób przygotowania:

Grzyby starannie myję, odcinam trzonki. (można zdjąć  skórkę z kapeluszy, ale nie jest to konieczne). Kanie kładę na mocno rozgrzanej patelni i obsmażam około 5 minut z każdej strony. Najlepiej na początku smażyć je przez chwilę pod przykryciem). Grzyby przyprawiam do smaku jeszcze na patelni.

Aga